Moja idealna kolacja wigilijna:opłatek z opactwa Dominikanów za rogiem, śledź w śmietanie, wódka, barszcz z uszkami, wódka, karp smażony (ukradziony późną nocą ze stawu w Parku Regenta),wutka, ppirogi z kapustą, ćmaga, kluski z makiem, wóda,kutia, bakalie, łyski z sodą wodową…chrrrr. Na szczęście, obudziłem się i po całkowitym oprzytomnieniu złożyłem dziękczynne modły, że jestem w Londynie, na Mglistej Wyspie gdzie nikt nigdy nie słyszał o Wigilii. Kluski z makiem były kiedyś moją ulubioną potrawą wigilijną , ale o mak w naszych supermarketach nie pytam, bo mogą wezwać policję. Oni myślą, że to opium. Wiele lat temu zaprosilem na wieczerzę wigilijną moich przyjaciół w Anglii. Gordon był z pochodzenia Niemcem, jego żona Ray-Egipcjanką, Gail- Irlandka, Syggie -Żyd z Francji i Kay,żona Angielka.. Marynowany śledź był udany,bo kupiłem go w polskim sklepie. Reszta: barszcz, karpie i kluski z makiem – okropność, ale goście ciamkali i dziwili się, że Polacy mają takie niezwykłe religijne jadło. Opłatek im smakował najlepiej i zjedli mi ostatni kawałek. To była moja pierwsza i ostatnia próba nawrócenia tej bezbożnej, pogańskiej hałastry na katolicyzm i uroczyste spożywanie naszej niesamowicie niestrawnej, bezmięsnej kolacji wigilijnej. Gdyby nie ten Smirnoff i post-wigilijna amnezja…TJI
23 grudnia 2008 o 21:06
ćmaga…. to coś wygląda dobrze… i może trochę opłatka…
nie lubisz tych klusek z makiem? prawdę mówiąc, ja nie lubię, one mają ten mak z miodem i rodzdzdzydzynkami……..
dobranoc:) to jeszcze nie dziś
23 grudnia 2008 o 21:16
nyema: jako malec przepadałem za nimi..pociąg do opium..Chiny..kto wie. Teraz już nie. Ale makowiec i sernik lubię , jeśli dobrze zrobione. Ta ćmaga to czysta wyborowa brrr Spirytus tylko jeśli sanctus
Opłatek, owszem, niezła dieta Wczesnanoc. niech będzie dobra 🙂
24 grudnia 2008 o 02:56
Mak. Makowiec. Makątko. Makuchno. Śliżyki. Makuś. Mleko makowe. Królestwo za makowca.
Przemyślałem sprawę. Powiat za makowca.
24 grudnia 2008 o 08:04
ćmaga pięknie jednak się nazywa, jak mgła jakaś nad bagniskami…
opiumu nie ma w kluskach na pewno, ale rodzynki owszem i to jest na ich niekorzyść….
śliżyki!!!
muszę iść się krzątać
dzień dobry:)
24 grudnia 2008 o 09:14
Ja też lubię kluski z makiem, ale ucierać mak…
Wszystkiego dobrego, spokoju i zdrowia! 🙂 .
24 grudnia 2008 o 12:16
andsol: opiumista-optymista. Konia z rzędem za 1/2kg maku.
O tych kresowych śliżykach słyszę po raz pierwszy. serdeczności.
nyema: śliżyki i ćmaga harmonizują piknie. Krzątaj się a ja skoczę do Tesco po łososia i śmietanę. Na bezkarpiu i łosoś ryba. Dziennie.
kadarka: ucieranie konieczne, bo to opium na dobrą noc.
Wzajemnie i pięknych zmian w 2009.
24 grudnia 2008 o 12:40
to miłych i radosnych Świąt Ci życzę Stefanie:)))
24 grudnia 2008 o 16:05
mirabelko, Tobie także niech św Mikołaj przyniesie to czego najwięcej pragniesz. Zdrowych i spokojnych Świąt i Do Siego Roku 2009.
24 grudnia 2008 o 16:59
Cudownie to Opisałeś:))) uśmiechnęłam się do tego opisu i posmakowałam go prawie;) To, co dla nas smaczne, dla innonarodowców może być niezjadliwe, ale jak widać – uszanowali Twoją tradycję:)))
Niezłe w tym wszystkim jest to, ze Smirnoff okazał się Być Dobrym Samarytaninem i przygarnął nową rodzinkę do siebie;)
Dobrych, spokojnych, pogodnych, rodzinnych Świąt, Drogi Stefanie:)))))
24 grudnia 2008 o 17:31
goldenbrown: zawsze mile widziana w moich progach, a jedno krzesło zawsze czeka na niespodziewanego gościa. Ciekawe, że moja córka stanowczo nie chciała u siebie robić wigilijnych wieczerzy, ale moja starsza wnuczka Gemma poprosiła dziś właśnie o zupę i rybę na kolację. Tradycja w trzecim pokoleniu
🙂 Pies św Bernarda z baryłką koniaku zawsze mile widziany, ale o zaspy tutaj nie łatwo. Snop serdecznych świątecznych życzeń dla Ciebie i Twoich 😀